Z tysiącem pasażerów na pokładzie, po “wyrzuceniu” ładunku w Jafie, dwie godziny przed zachodem słońca w jeden z piątków 1935 roku nasz transatlantyk “Kościuszko” pod dowództwem kapitana Eustazego Borkowskiego przeciął horyzont i znalazł się na widnokręgu, którego centralnym punktem była Hajfa, jedyny port Palestyny, będącej wówczas pod protektoratem Anglii. Na redzie Hajfy statków bez liku czekało w kolejce na pilota, by wejść do portu. Kapitan Eustazy dokładnie obejrzał z mostku krajobraz przed portem i oznajmił jednemu z dyrektorów linii GAL (Gdynia – Ameryka Linie Żeglugowe), będącemu w podróży służbowej na “Kościuszce”:
– Panie dyrektorze! Nie biorę pilota!
– Kapitanie! To niemożliwe! Zapłacimy wysoką karę!
– KochAAAny mój panie dyrektorze – wybulgotał powtórnie przez swój ogromny nos kapitan Eustazy. – Nie biorę pilota! Nie mam czasu!
Nie słuchając dalszych sprzeciwów dyrektora, kapitan ruszył do stojącego na mostku starszego oficera, by wydać odpowiednie rozkazy.
Pierwszy rozkaz brzmiał: – All hands on deck! (Cała załoga na pokład!) – jakby nasz transatlantyk tonął. Z kolei nastąpiły dalsze szczegółowe rozkazy z jednoczesnym podaniem sternikowi kursu na wejście do portu bez pilota.
Nie ma wątpliwości, że NAGŁA KREW musiała zalewać kapitanów statków na redzie na widok intruza idącego “cała naprzód” w kierunku wejścia do portu.
Na “Kościuszce” zakipiało. Na pierwszy plan wysunęła się orkiestra okrętowa, z rozkazu kapitana uzbrojona w najbardziej głośne instrumenty muzyczne. Miała ona śledzić każdy ruch kapitana. Załoga pokładowa szykowała trapy – główny koło salonu i rufowy przy czwartej ładowni. Przygotowywano trzecie wyjście ze statku, z tak zwanego “garażu”, przez duże drzwi wodoszczelne w burcie, i dwa bomy okrętowe.
Gdy “Kościuszko” znalazł się w basenie portu i podszedł do dogodnego nabrzeża, kapitan głosem nie znoszącym sprzeciwu rozkazał Bogu ducha winnym przygodnym Arabom, stojącym w tym miejscu, przyjąć cumy i posłusznie założyć na pachołki. “Kościuszko” błyskawicznie je obciągnął i był gotów do lądowania pasażerów.
I oto na rozkaz kapitana Eustazego wskrzeszone zostało widowisko EXODUSU Izraelczyków przez Morze Czerwone. Trzema przygotowanymi schodniami runęły na Ziemię Obiecaną setki pasażerów w długich, nieprzerwanych falach, unosząc z pomocą stewardów, palaczy i marynarzy swój dobytek; jednocześnie ciężki bagaż sypał się na nabrzeże dzięki bomom statkowym, obsługiwanym przez maszynę. Cała załoga troiła się, pomagając przejść przez to Morze Czerwone. Większość ludzi i cały bagaż był już na lądzie, gdy ukazali się śpiesznie idący celnicy, policjanci i władze portowe.
Baczne oko kapitana Eustazego, przygotowane na wypadek ewentualnego KATAKLIZMU, zdolnego powstrzymać ten EXODUS, dostrzegło rozsierdzone twarze władz portu. Kapitan dał orkiestrze znak ręką i w tej samej chwili cała Hajfa zadrżała od dźwięków hymnu GOD SAVE THE KING. Anglicy ZAMARLI w postawach NA BACZNOŚĆ. Umundurowani salutowali, wszyscy podwładni, Arabowie i Izraelici, wyprężyli się jak struny, naśladując najwyższych przełożonych. Na oczach sparaliżowanych hymnem władz palestyńskich “Kościuszko” kończył wyrzucać z siebie pasażerów i ich dobytek. Gdy ostatni pasażer i ostatnia walizka znalazły się na lądzie, władze emigracyjne i celnicy nie mieli już nic więcej do roboty na naszym statku. Dla określenia czasu trwania EXODUSU należałoby użyć wyrażenia: W MGNIENIU OKA.
Na dany przez kapitana Eustazego znak orkiestra ucichła. Zwolnieni z postawy BACZNOŚĆ przedstawiciele władz portowych i policji ruszyli na “Kościuszkę”. Kapitan Eustazy nieomal z sercem na dłoni i z wyrazem nieograniczonej miłości w oczach witał wchodzących na trap rozsierdzonych i zachmurzonych dostojników – jak gdyby nic nie zaszło:
– Szczęśliwy jestem, że mam zaszczyt was znów oglądać i gościć – powiedział.
Najwyższe szarże ruszyły za kapitanem do jego kabiny. W momencie gdy już miały wyrazić swe ubolewanie, zjawili się stewardzi, wnosząc ustawione “na baczność” kryształy napełnione kolorowymi “likworami” i różne “rahatłukumy” (rozkosze podniebienia), mogące zaspokoić wymagania najbardziej wyrafinowanych smakoszy.
Po tradycyjnym dla Anglików toaście: – GENTLEMEN, THE KING! – nastąpiły inne. Pito ZDROWIE każdego z obecnych w kabinie dostojników, nie mających sił oprzeć się DELICJOM kapitana Eustazego, serwowanym w postaci płynnej i stałej. Powoli zaczęły nawiązywać się stosunki dyplomatyczne, a szala wdzięczności, uznania, zgody oraz poczucie humoru przeważyły szalę oburzenia. Rozbrojonym już zupełnie dostojnikom kapitan złożył podziękowanie za wyrozumiałość. Po wpłaceniu kary za niewzięcie pilota kapitan Eustazy błagał teraz o przysłanie pilota możliwie jak najszybciej, ponieważ śpieszy mu się bardzo do Aleksandrii.
***
Życie na “Kościuszce”, będącym już w morzu i leżącym na kursie do Aleksandrii, wróciło do normy. Kapitan Eustazy z nowym liściem wawrzynu u skroni spotkał się znów z dyrektorem.
– Kapitanie – odezwał się dyrektor – proszę mi wytłumaczyć, po co pan uparł się płacić karę za niewzięcie pilota. Przecież mamy tyle czasu więc cóż pana tak piliło, że tak powiem. W głowę zachodzę, po co pan urządził to całe nieprawdopodobne widowisko? Wyglądało, jakby statek się palił lub miał wylecieć w powietrze. Myślę, że takie wrażenie odniosły władze Palestyny.
– KochAAAny mój panie dyrektorze! – zadudnił przez nos kapitan Eustazy. – Pasażerowie nasi, których wyokrętowaliśmy, trzymając się ślepo przykazań Talmudu, nie mają prawa podróżować w SZABAS, to jest od zachodu słońca w piątek do jego zachodu dnia następnego, czyli w sobotę. Jest to najstarsze święto Hebrajczyków, obchodzone prawdopodobnie jeszcze w czasach przedmojżeszowych. Gdybym czekał na pilota, wszedłbym do Hajfy w najlepszym wypadku razem z SZABASEM. A wie pan, ile kosztuje postój przy nabrzeżu? Proszę do tego dodać wyżywienie przez dwa dni prawie tysiąca pasażerów oraz astronomiczne ceny za wyładunek i lądowanie pasażerów w niedzielę. Zapłacona przeze mnie kara za niewzięcie pilota i za godzinę postoju przy nabrzeżu to przysłowiowa kropla wody w oceanie tamtych wydatków.
NIESTETY jest to tylko RELATA REFERO. Osobiście tego szamańskiego EXODUSU nie byłem świadkiem.