[…] wsiedliśmy na stojącą na kotwicy naszą przepiękną fregatę i ustawiliśmy się na pokładzie, z nadbudówki rufowej wyłonił się jakiś olbrzym o obliczu gromowładnego Zeusa.
Z zainteresowaniem spoglądaliśmy na śniadą twarz i opadające na czoło krucze pukle włosów. Obiekt naszych zainteresowań bystrymi oczyma lustrował stojących w dwuszeregu mizernych kandydatów. Tubalny głos, jakim wypowiadał swe pierwsze rozkazy — czy instrukcje — wprawił nas w nabożne osłupienie.
Kpt. ż.w. Józef Miłobędzki
Przedmowa do I wydania
„Kolebki nawigatorów”
„Najwyżej cenię sobie spotkanie z kapitanem Karolem Olgierdem Borchardtem. Powiedziałem mu, że obejmuję komendę nad „Darem Pomorza”. Poprosiłem o jakieś rady czy wskazówki. Bez namysłu kpt. Borchardt powiedział: opanować gniew. Potem dodał, że trzeba być przykładem. Dopiero po namyśle powiedział: zlikwidować kary.”
Kpt. ż.w. Tadeusz Olechnowicz
„Z notatnika ostatniego komendanta”
„Dobrze chłopakowi z oczu patrzyło. Gdy uśmiechał się przyjaźnie, to błyskał białymi kłami, podobnie, ale i zupełnie inaczej niż wilk czy niedźwiedź. Po tych obserwacjach, zamiast zacząć „dawać szkołę” tej jedynej „ofierze kandydackiej”, o dziwo, przyjęliśmy Karola przyjaźnie do naszego zgranego grona. Staraliśmy się jak najszybciej zapoznać go ze statkiem i przyuczyć do robót pokładowych; nie bez pewnego wyrachowania, liczyliśmy bowiem (jak się okazało słusznie) na jego siłę fizyczną.”
Kpt. ż.w. Jerzy Mieszkowski
„List po śmierci przyjaciela”
„Morze” styczeń 1987
„23 maja na cmentarzu Witomińskim żegnaliśmy kapitana żeglugi wielkiej Karola Olgierda Borchardta. Wraz z nim zaś — epokę lat pionierskich naszej Floty, którą on — poprzez swe książki — uczynił żyjącą wśród nas legendą. Dopóki pisał, od „Znaczy Kapitana”, poprzez „Krążownik spod Somosierry” aż po „Szamana Morskiego”, istniała niemal dotykalnie, przeplatała się z rzeczywistością, po prostu — była. Piękna, szlachetna, patriotyczna, obdarzona wielkim poczuciem humoru. Taka, jaką ukazał w swych książkach najbardziej utalentowany wśród piszących marynarzy, jeden z najbardziej niezwykłych ludzi, jakich przyszło nam znać.”
Jerzy Miciński
„Pożegnanie epoki”, Morze, lipiec 1986
Nikt prawdopodobnie nie rozstrzygnie pozornie prostego dylematu, na jakim polu wkład K.O. Borchardta jest największy — czy jako dydaktyka, czy literata? Subiektywnie twierdzę, że jako dydaktyka, ponieważ wielkością umysłu i cechami osobistymi zapisał się na trwałe w nie zawsze wdzięcznej ludzkiej pamięci jako wzór postępowania i dlatego stanowić będzie jeszcze w kilku pokoleniach niekwestionowany autorytet zawodowy i moralny.”
Kpt. ż.w. Kazimierz Wojciechowski
„Technika i Gospodarka Morska” 1986 nr 8-9
„Z „mostku kapitańskiego” swojego mieszkania położonego na szczycie Kamiennej Góry w Gdynia z niezmiennym podziwem patrzył na panoramę Zatoki Gdańskiej i wiódł żywot samotnika, sam z sobą przeżywał wszystkie rozterki i cierpienia, aby najlepiej wykonać swoje zobowiązanie, jakie złożył nad grobem kapitana Mamerta Stankiewicza, aby sprostać bez przerwy drążącej Go myśli, że „Znaczy, wszystko musi być zrobione PORZĄDNIE — znaczy tak jak UMÓWILIŚMY SIĘ”[…]
Kpt. ż.w. Kazimierz Wojciechowski
„Technika i Gospodarka Morska” 1986 nr 8-9
(fot.Zofia Nasierowska)
Okres wileński
7-letni Karol z matką po powrocie z Paryża do Wilna.
Rodzinny dom na Wileńszczyźnie.
Mając 15 lat wstąpił do wojska i jako ochotnik uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej.
Przerwaną wojną naukę kontynuował w gimnazjum i zaczął pracować nad swoim charakterem.
Okres gdyński
Na salę wykładową wchodził zawsze z uśmiechem.
Wykład z astronawigacji.
Tablica na gmachu Wydziału Nawigacyjnego Akademii Morskiej w Gdyni
Tablica na domu przy ul. Mickiewicza 16 w Gdyni
Grób na cmentarzu Witomińskim w Gdyni, gdzie został pochowany obok matki.
Gabinet kpt. Borchardta odtworzony w Muzeum Obrony Wybrzeża w Helu
Popiersie KOB w holu Wydziału Nawigacyjnego Akademii Morskiej w Gdyni
Żaglowiec „Kapitan Borchardt”